czwartek, 1 września 2011

Świack

Będąc w Grodnie nie można nie być w Świacku – to, cytując klasykę, „oczywista oczywistość” ;) Do położonego 20 km od Grodna Świacka dostać się można łatwo i właściwie za darmo: autobusy podmiejskie jeżdżą tam często, a bilet kosztuje ok. 6000 BLR.

Podróż trwa ok. 40. min. Wysiadamy tuż obok stawu, napewniej sztucznego, leżącego przy bocznej drodze prowadzącej do kompleksu pałacowego. Parę kroków dalej jest tablica informacyjna i upewniamy się, że zmierzamy we właściwym kierunku. Mijamy położone po obu stronach ścieżki sadzawki, gęsto zarośnięte, a za wirażem widać prześwitujący zza drzew pałac. 




Nie ma żadnej bramy wjazdowej, posesja nie jest ogrodzona niczym innym jak dziką roślinnością. Zdawkowa informacja na kamieniu, pomniku przyrody – „Park Świack”.



Kompleks ma długą i interesującą historię. W XVI w. swój majatek miał tu starosta grodzieński J. Radziwiłł. Zachowany pałac zostały wzniesiony przez rodzinę Wołłowiczów, najstarsze zabudowania pochodzą z drugiej połowy XVIII w. Na przestrzeni dziejów budynek pełnił rolę m.in. siedziby żydowskiej fabryki, potem mieściło się w nim sanatorium dla gruźlików.

Wrażenie byłoby na pewno silniejsze, gdybyśmy nie były tu wcześniej. Ale byłyśmy – wprawdzie nocą, ale zawsze – i wiemy już czego się spodziewać. Pałac jest w opłakanym stanie. Najgorzej wygląda tył budynku, gdzie - nie wspominając o wybitych szybach i omszałych ścianach - zaczęły odpadać cegły. Nieco lepiej wygląda dziedziniec, który ratują względnie zadbane trawniki, klomby i rzędy drzew.





Na tyłach budynku zaglądam do wnętrza przez wybite okno – w środku istne pandemonium. Na ścianie wiszą jeszcze radzieckie plakaty propagandowe.




Niestety, póki co nie ma chętnych do zainwestowanie w renowację kompleksu.





Zdecydowanie lepiej zachowała się stojąca nieopodal neogotycka kaplica Wołłowiczów (XIX w).


Zobaczenie całego kompleksu nie zajmuje wiele czasu. Nie udało nam się znaleźć informacji o tym, czy można zwiedzić wnętrze budynku. Być może bliższych informacji można zasięgnąć u pracowników ochrony – pod warunkiem, że się ich zastanie ;) Doszły nas słuchy, że w pałacu jest komnata, w której rzekomo właściciele majatku zamurowali żywcem swoją córkę, która wdała się w romans ze skotnikiem. Duch biednej szlachcianki ponoć błąka się jeszcze po pałacu, ale nam nie dane było go spotkać ;)

Karolina 



czwartek, 25 sierpnia 2011

Nowogródek


Pierwszym naszym wycieczkowym celem stał się Nowogródek. Wybór dość spontaniczny, a cała eskapada nie wymagająca wielkich przygotowań. I tak, pewnej upalnej soboty o poranku wylądowałyśmy w autobusie, który miał nas zawieźć do pierwszej stolicy Wielkiego Księstwa Litewskiego, czy jak kto woli – rodzinnego miasta Mickiewicza.


Podróż z Grodna do Nowogródka to ok. 4h jazdy niezbyt wygodnym, delikatnie mówiąc, autobusem za 34 tys. BRL w jedną stronę. Na warunki białoruskie cena dość wygórowana, ale nie na tyle, by zrezygnować z odwiedzenia stron rodzinnych Wieszcza.


Około południa wysiadamy na nowogródzkim dworcu autobusowym, w wielkim zniecierpliwieniu rozglądając się za miejscem, gdzie król chodzi piechotą. Długo szukać nie musiałyśmy, zaraz przy stanowiskach dworcowych znajduje się przecudnej urody publiczna toaleta, która do dziś potrafi mi się przyśnić w nocy. Jest zdecydowanie na szczycie mojej listy ‘Top 10 osobliwości Białorusi’.


Po załatwieniu wszystkich spraw, kupieniu biletów powrotnych ruszyłyśmy w miasto. Idąc w górę ulicą Mickiewicza dotarłyśmy na mały placyk, gdzie znajduje się pałac ślubów, kolejna publiczna toaleta (nie zaryzykowałyśmy) i plan miasta z komentarzem, który to (i plan i komentarz) sfotografowałyśmy celem ułatwienia sobie dalszego spaceru.


Idąc dalej ulicą Mickiewicza dotarłyśmy na Plac Lenina, na którym stało popiersie Wodza (a jakże!). Plac wrażenie robi bardzo ponure, nawet w słoneczny letni dzień. Ot, taka połać betonu, do której przylegają z jednej strony całkiem sympatyczne kamieniczki, z drugiej strony park, z trzeciej kościół św. Michała, a z czwartej…  z czwartej trudno powiedzieć, co było. 


Kościół św. Michała to barkowa budowla zbudowana przez dominikanów w 1724r. Prowadzili oni przyklasztorną szkołę, do której uczęszczał w latach 1807-1815 Adam Mickiewicz.


Poszłyśmy do parku, w którym po kilku krokach ukazał nam się wielki pomnik upamiętniający Wielką Wojnę Ojczyźnianą. W tym miejscu dodać należy, że każda chyba miejscowość w tym kraju, oznaczona kropką na mapie, taki pomnik posiada. Pamięć historyczna żyje. 


W parku tym znajduje się też dworek Mickiewiczów. Nie jest to jednak oryginalny osiemnastowieczny budynek, w którym Adam spędził dzieciństwo – ten bowiem spłonął. 


Dworek, w którym dziś znajduje się muzeum, jest rekonstrukcją, zbudowaną w drugiej połowie dziewiętnastego wieku. Otacza go urocza, zadbana posesja, na której prócz innych zabudowań, znajduje się studnia. Nie byłoby w niej nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że koło do owej studni własnoręcznie wykonał mój Tato (sic!). 

 
Po odwiedzeniu mickiewiczowskiej posiadłości udałyśmy się na górę zamkową. Po drodze minęłyśmy pomnik Mickiewicza, oraz kurhan jego imienia, a także urocze, pasące się w fosie kozy ;)


Na górze znajdują się ruiny zamku książąt litewskich. Pierwsza ziemno-drewniana budowna została wzniesiona w tym miejscu w XI w. i była siedzibą kniaziów ruskich. W 1253r. w tym zamku Mendog koronował się na jedynego w dziejach Litwy króla, a Nowogródek pełnił wówczasz rolę stolicy (pierwszej!) Wielkiego Księstwa Litewskiego. 
 


U podnóży góry zamkowej znajduje się kościół farny p.w. Przemienienia Pańskiego – barokowa budowla, w której w 1799r. był ochrzczony Adam Mickiewicz. W bocznej kaplicy kościoła znajduje się obraz Matki Boskiej Nowogródzkiej, uwieczniony przez Wieszcza w Inwokacji do „Pana Tadeusza”. Obecny kościół powstał na miejscu świątyni, w której król Władysław Jagiełło brał ślub z Sońką, księżniczką Holszańską.


W drodze powrotnej zaglądamy do późnogotyckiej cerkwi Borysa i Gleba. Powstawała ona w latach 1517-19, a w 1632r. została przebudowana. 


Po odwiedzeniu wszystkich interesujących nas miejsc, przyszedł czas na misję: obiad. I tu zaczęły się schody. Lokale gastronomiczne zdecydowanie nie są mocną stroną miasteczka. Napotkane po drodze miejsca, aspirujące do miana restauracji, nieco odstraszały. Zahaczyłyśmy  na moment o małą spelnunkę oferującą piwo i kwas z beczki, którym to (kwasem) próbowałyśmy zabić pierwszy głód. Kiedy już ogarnęło nas zwątpienie i zaakceptowałyśmy fakt przymusowej diety, jako że jeszcze miałyśmy dwie godziny do autobusu powrotnego, postanowiłyśmy udać się w poszukiwaniu meczetu. Niestety poszukiwanie zakończyło się fiaskiem, ale za to, ku naszemu wielkiemu szczęściu, znalazłyśmy bardzo przyzwoitą restaurację Wiwien (tuż koło dworca, na rogu, naprzeciw bazaru), gdzie ochoczo skonsumowałyśmy przewspaniałą pizzę (nie wiedzieć czemu, gardząc specjałami kuchni lokalnej). Najedzone, zadowolone, wsiadłyśmy do przeludnionego autobusu, którym wróciłyśmy do Grodna.

Paulina

O nas.

Jesteśmy wolontariuszkami EVS w Grodnie, w organizacji „Trzeci Sektor”. Pomagamy w tworzeniu serwisu informacyjnego „Twój Styl”  oraz "Kroniki Grodzieńszczyzny" .
W wolnych chwilach staramy się jak najwięcej podróżować. Z pasją odkrywamy nowe zakątki regionu i kraju. Stworzyłyśmy ten blog, żeby podzielić się naszymi wrażeniami, a także pokazać, że Białoruś to przepiękny kraj o olbrzymim, choć wciąż niestety nieodkrytym, potencjale turystycznym; kraj ciepłych, życzliwych i gościnnych ludzi; kraj kontrastów i osobliwości; i wreszcie – kraj, który pachnie bogatą i fascynującą historią, gdzie tradycja wielokulturowego Wielkiego Księstwa Litewskiego styka się z monokulturowością minionej, choć wciąż jeszcze prześwitującej, epoki.
Chcemy podzielić się naszymi wrażeniami z podróży po Grodzieńszczyźnie (a może i dalej?) i mamy nadzieję, że ta strona przekona choć niewielką grupę ludzi do tego, że Białoruś nie jest białą plamą na turystycznej mapie Europy.